| Siatkówka / Reprezentacja

Warszawa, dzieciństwo bez ojca i bycie "Atmosfericiem". Damian Wojtaszek: szanse na Tokio? Cień nadziei zawsze jest

Damian Wojtaszek
Damian Wojtaszek w reprezentacji Polski siatkarzy gra od 2013 roku (fot. PAP)

Nie przelewało się. Otrzymywałem jeszcze alimenty, ponieważ w czasach, gdy byłem małym dzieciakiem, mama rozwiodła się z ojcem. Tym bardziej istotne było dla mnie to, by mieć zapewnione wszystko od strony finansowej. Nie chciałem obciążać tym mamy — mówi o pierwszej przeprowadzce do Warszawy Damian Wojtaszek, libero reprezentacji Polski siatkarzy i VERVA Warszawa ORLEN Paliwa.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Leon z koronawirusem. "Nie pamiętam, kiedy byłem w..."

Czytaj też

Wilfredo Leon zakażony koronawirusem

Leon z koronawirusem. "Nie pamiętam, kiedy byłem w..."

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Spędził pan już wiele lat w Warszawie. Co takiego jest w tym mieście?
Damian Wojtaszek: – Do stolicy przyjechałem z Milicza. Zostałem zawodnikiem MOS Wola Warszawa. Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Moim trenerem był Krzysztof Felczak, który zobaczył we mnie potencjał i wziął mnie do drużyny seniorskiej. Miałem wtedy osiemnaście lat. Trenowałem z dużo bardziej doświadczonymi chłopakami. Nie dość, że było to dla mnie wyzwaniem, to jeszcze zmieniono mi pozycję przyjmującego na libero. Widziano we mnie jednak potencjał, dlatego zdecydowałem się przedłużyć kontrakt na kolejne lata.

"Jak kobieta" znaczy słabiej? "Usłyszałam, że jestem jak Zagumny w spódnicy. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz"
Zawsze ciągnęło mnie do Warszawy. Razem z żoną się tu zadomowiliśmy. Mamy bardzo dużo wspomnień. To w stolicy grałem swoje pierwsze mecze seniorskie, to w tym mieście zamieszkałem w jednym mieszkaniu z moją ówczesną dziewczyną, a teraz żoną. To tu też przygotowywaliśmy się do ślubu. Całe swoje prywatne życie i jego przełomowe momenty oparłem na tym mieście.

– Jaka była Warszawa pana młodości?
– To było coś niesamowitego. Prosiłem kolegów, by przyjechali po mnie na Dworzec Centralny, ponieważ nie wiedziałem, jak mogę się dostać do internatu. Tam spotkałem ekipę, która pomogła zaaklimatyzować się w tym mieście. Byli w niej między innymi Michał Żurek, Grzesiek Łomacz czy Łukasz Makowski.

– Jak wyglądał ten internat?
– To była taka bursa. Mieliśmy zapewnione wszystko. Uczęszczaliśmy także do szkoły, a poza lekcjami jeździliśmy na treningi do innej dzielnicy Warszawy.

– Której?
– Z Bielan na Wolę. Wsiadałem w pociąg, traciłem wiele czasu na dojazdy… Kiedy zacząłem robić prawo jazdy, tak układałem sobie zajęcia, by po lekcjach przepakować się, coś zjeść i wsiąść w samochód. Sam siebie odwoziłem nim na trening! Czasami z instruktorem umawialiśmy się tak, że przyjeżdżał po mnie do hali, a następnie kolejną godzinę, półtorej spędzałem za kółkiem i odwoziłem się do internatu.

W tym samym czasie musiałem się jeszcze uczyć. Nie należałem do tych uczniów, którym wiedza sama wchodziła do głowy, ale całe szczęście udało mi się zrobić licencjat.

– Komu zawdzięcza pan karierę?
– Miałem 17 lat. Od Zdzisława Gogola dostałem zaproszenie na treningi kadry juniorów w Szczyrku. Miałem tam być na jednym, dwóch zajęciach. Co ciekawe, zawiózł mnie obecny burmistrz Milicza Piotr Lech, ponieważ nie miałem za bardzo jak się tam dostać. Po dwóch treningach trener Gogol powiedział, że mam potencjał i mam zostać z grupą. Miałem ze sobą dwie koszulki i dwie pary spodenek. Dano mi więc sprzęt niezbędny do dalszych ćwiczeń. Byłem z chłopakami do końca obozu.

Jednocześnie z kadrą B przerwał wtedy Krzysztof Felczak. Zobaczył jak gram i zapytał, czy mam ochotę dołączyć do MOS Wola Warszawa. Zapewnił mnie, że pokryte zostaną koszta noclegu, wyżywienia i dojazdów. To był ważny argument, ponieważ mojej mamy nie stać było na utrzymanie mnie w stolicy. To, że nie musiałem się martwić o aspekty finansowe, a skoncentrować wyłącznie na siatkówce i nauce, było dla mnie bardzo dużym plusem.
Igor Kolaković: moim celem jest praca z najlepszymi na świecie. To się nie zmieniło od 2016 roku
– Jak trudno finansowo wam było?
– Nie przelewało się. Otrzymywałem jeszcze alimenty, ponieważ w czasach, gdy byłem małym dzieciakiem, mama rozwiodła się z ojcem. Tym bardziej istotne było dla mnie to, by mieć zapewnione wszystko od strony finansowej. Nie chciałem obciążać tym mamy.

– W trenerach szukał pan figury ojca?
– Nie, nie szukałem. W bardzo młodym wieku ojciec mnie opuścił. Autorytetem stała się rodzina od strony mamy — dziadek i babcia. To mi wystarczało i pozwoliło mi zapomnieć o tym, że wychowywałem się bez jednego z rodziców.

– Z czym dziś najbardziej kojarzą się dziadkowie?
– Pamiętam, jak zabierali mnie do rodziny na wieś. Wsiadaliśmy do Malucha i ruszaliśmy w podróż. Jeździliśmy nie tylko na wykopki, ale również w zimie. Wtedy dziadek organizował kulig przez las. Razem z babcią zagwarantowali mi beztroskie dzieciństwo.

– Co ciekawe, w pierwszych latach chciał się pan zajmować baseballem, prawda?
—Jeśli zająłbym się baseballem, na pewno nie zostałbym w Polsce. Trenerzy zresztą mówili mi, że perspektywy są tylko za granicą. Wiem, że na pewno chciałbym jeździć po Europie i świecie, zarabiając normalne pieniądze. Możliwe, że wyjechałbym do Ameryki.

– Kim z zawodu jest pana mama?
– Skończyła szkołę zawodową. Kiedy wyjechałem do Warszawy, pracowała jako kasjerka. Każdy wie, ile zarabia się w tym fachu. Nie było nam łatwo.

– Co było największą lekcją dorosłości w Warszawie?
– Wyjeżdżając do Warszawy, poznałem moją obecną żonę. Przez dwa lata żyliśmy na odległość. To była prawdziwa lekcja. Cały nas żyliśmy planem. Ja miałem iść na studia, Kinga ogarnąć wszystko w swoim życiu we Wrocławiu. Wiedziałem, że chcę ściągnąć ją do stolicy i mieszkać z nią. Zdawałem sobie sprawę z tego, że dzięki niej będzie mi łatwiej funkcjonować w tym wielkim świecie i wszystko ze sobą pogodzić. Trafiłem na uczelnię, ona przyjechała do mnie i zaryzykowaliśmy wspólnie. Decyzja o tym, by poświęcić swoje życie dla chłopaka, który kocha tak niepewną rzecz jak siatkówka, na pewno nie była dla niej łatwa. Zostawiła dla mnie bardzo dobrą pracę na Dolnym Śląsku. Miłość jednak nie wybiera i od tego momentu już zawsze szliśmy w jednym, wspólnym kierunku.

– Kiedy Warszawa dała finansową stabilność?
– Za czasów Marcina Bańcerowskiego i Jolanty Doleckiej pierwszy sezon, w którym pieniądze były każdego miesiąca na koncie, to rok, w którym wywalczyliśmy grę w Pucharze Challenge. Grali wtedy Zbigniew Bartman, Michał Kubiak i inni. To był jedyny sezon w ciągu tylu lat, kiedy nie musiałem się martwić o finanse.

– Dlaczego więc pan tak długo został w klubie ze stolicy?
– Podpisałem dwuletni kontrakt. Kiedy Michał i Zbyszek szli do Jastrzębskiego Węgla, dostałem propozycję wykupu umowy, ale nie warto było tego robić. Zostałem więc jeszcze jeden rok i wtedy udało nam się wywalczyć srebrny medal Pucharu Challenge. Był to sezon, kiedy nieustannie nam obiecywano, że pieniądze w klubie się pojawią. Tak nie było.

Leon z koronawirusem. "Nie pamiętam, kiedy byłem w..."

Czytaj też

Wilfredo Leon zakażony koronawirusem

Leon z koronawirusem. "Nie pamiętam, kiedy byłem w..."

"Był to sezon, kiedy nieustannie nam obiecywano, że pieniądze w klubie się pojawią. Tak nie było"

Igrzyska, fasolki z Pottera i... wychowanie psa. Dzień z Szalpukiem
Artur Szalpuk (fot. TVP)
Igrzyska, fasolki z Pottera i... wychowanie psa. Dzień z Szalpukiem

Damian Wojtaszek
Damian Wojtaszek to mistrz świata z 2018 roku (fot. PAP)

– Jak wspomina pan czas niepewności co do losów klubu z Warszawy po kłopotach finansowych ONICO?
— Chwile, które przechodziłem w Japonii były straszne. Najlepiej wie o tym Michał Kubiak, z którym byłem wtedy w pokoju, jak i reszta chłopaków. Byłem totalnie zdołowany. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik i nagle okazało się, że cały klub może się rozsypać jak domek z kart. Statek tonął, a ja nie wiedziałem, co zrobić.

– Spał pan wtedy w ogóle?
— Nie. Nie wychodziłem praktycznie z pokoju. Nawet Kubiak chciał mnie zaprosić na sushi, ale nie byłem w stanie skorzystać z propozycji. Cały czas albo wisiałem na telefonie, albo leżałem i myślałem o całej sprawie. Perspektywa upadku klubu, przeprowadzki i budowania życia w innym mieście mnie przytłaczała. To był szok. Wszystko przecież wcześniej było na czas — i pensje, i bonusy.

Andrea Anastasi: ziścił się jeden z najgorszych scenariuszy. Forma zespołu? Zdarza mi się nie spać dużo
– Szukał pan wtedy innego klubu?
— Tak, szukałem. Powiedziałem jednak Piotrowi Gackowi, że będę tym, który zostanie do samego końca.

– Który z kolegów pokazał imprezową stronę Warszawy?
— W moich pierwszych latach bardzo dużo czasu przebywaliśmy ze sobą jako drużyna. Wspominaliśmy nawet z żoną, że zdarzało nam się chodzić w dużej grupie do restauracji czy do Enklawy. Kiedy jednak chłopakom z drużyny zaczęły rodzić się dzieci, więcej czasu spędzaliśmy w domach. Domówki robiliśmy też coraz częściej, ponieważ nie stać nas było na wychodzenie do klubów. Nasz pracodawca miał wobec nas zobowiązania, których nie potrafił spłacić, więc wydawanie pieniędzy na drogie imprezy zdecydowanie nie było najlepszym planem. Siedzieliśmy więc w domach u siebie nawzajem przy świeżym soku z grejpfruta.

– I pizzy?
— Dokładnie tak! Takie były czasy. Człowiek nie myślał o tym, by nie wiadomo jak zdrowo się odżywiać, ponieważ walczył o to, by związać koniec z końcem. Rzecz jasna starsi siatkarze, którzy mieli szansę dorobić się w innych klubach, mieli zabezpieczenie na przyszłość. Młodsi, jak ja, niestety nie zdążyli go sobie wypracować. Miałem to szczęście, że żona pracowała, dlatego jakieś dochody się pojawiały.

– To, że żona was utrzymywała, było dla pana jako mężczyzny trudne?
— Nie, ponieważ wiedziałam, że kiedyś role się odwrócą i to ja ją będę utrzymywał. Było nam trudno. Musieliśmy zaciskać pasa, ponieważ zbieraliśmy na wesele, kupiliśmy mieszkanie… Zdawałam sobie jednak sprawę, że w przyszłości zrobię wszystko, by się jej odwdzięczyć. Dobrze grałem, więc wiedziałem, że muszę zostać za to wynagrodzony.

– Kto nauczył pana wiary w siebie?
— Przede wszystkim Kinga we mnie nigdy nie zwątpiła. Kiedy pojawiały się trudne momenty, zawsze mówiła, że przejdziemy je razem i wszystko się ułoży. To samo mówiła mi rodzina od strony mamy.

– Trudno było pogodzić się mamie, że wyjechał pan w tak młodym wieku z domu?
— Była w bardzo dużym szoku. Cały czas nie zdawała sobie sprawy z tego, że to kiedyś nastąpi, mimo że miałem już wcześniej jakieś propozycje. Byłem bardzo bliski dogadania się z liceum w Kędzierzynie-Koźlu. Odbyłem też testy w Pile, czy w Gwardii Wrocław. Wybrałem jednak Warszawę i był to ostatni moment, w którym mogłem postawić wszystko na jedną kartę.

Mama i dziadkowie nie dowierzali. Babcia bardzo to przeżywała. Nie chciała, żebym wyjeżdżał.

– Pamięta pan, co mówili wtedy na pożegnanie?
— Nie. Oprócz strony rodzinnej była jednak także uczuciowa. Kinga została we Wrocławiu. Kiedy wyjechałem, non stop rozmawialiśmy przez telefon. Zdarzało się to tak często, że moi koledzy się ze mnie śmiali. Specjalnie dla niej wykupiłem darmowy numer, na który mogłem dzwonić bez limitu! Opłaciło się, bo jesteśmy razem już piętnaście lat.

– Kto jako pierwszy nazwał pana per "Mały"?
— Wielokrotnie o tym myślałem i nie mam pojęcia! Zawsze jednak byłem najmniejszy, więc pochodzenie przynajmniej jest wiadome! (śmiech)

– "Varsovii" pan nie polubił?
— To przezwisko nadane przez Daniela Castellaniego. Kiedy byłem bardzo młody, trener zwrócił na mnie uwagę. Nie wiedział jak się nazywam, więc wymyślił mi ksywkę. Cieszyłem się. Nie było istotne to, czy wie jak się nazywam. Najważniejszy był fakt, że zapamiętał moją dobrą grę.

– Kiedy poczuł się pan częścią kadry?
— Bardzo dużo grałem w kadrze B. Występowałem na uniwersjadzie i igrzyskach europejskich w Baku. Cały czas mogłem się szkolić na zapleczu. Co do zespołu A, to jego częścią poczułem się po kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich w Berlinie. Z Pawłem Zatorskim graliśmy wtedy wymiennie.

– Wszyscy mówią o panu, że jest pan "Atmosfericiem”. Zawsze lubił pan być w centrum uwagi?
— Kiedy widzę, że jest moment do żartów, zawsze to wykorzystuję. To nakręca mnie pozytywnie na boisku. Co ciekawe, kiedy w hali byli kibice, nie słychać było tego, co wykrzykuję. Dopiero teraz ludzie podchodzą do mnie i mówią, że bawi ich to, co mówię w czasie spotkań. Trochę mnie to krępuje, bo nie zawsze są to rzeczy miłe. Właśnie dlatego zacząłem się hamować. Chcę jednak pozytywnie podbudowywać zespół szczególnie teraz, kiedy gra nam nie idzie. Ja sam nie czuję się w stu procentach pewny i nie gram dobrze. Liczę jednak, że na koniec sezonu mimo wszystko będziemy się cieszyć z wyniku.

– Pan robi żarty, ale pewnie inni robią też panu. Najlepszy żart, którego padł pan ofiarą?
— Idealnie wyszedł ten za czasów Andrei Anastasiego w kadrze. W moje urodziny graliśmy turniej Wagnera w Płocku. Dostałem wtedy tortem w twarz od Marcina Możdżonka i Łukasza Żygadło. Bartek Kurek chyba nawet wtedy pchał Marcina, bym dostał jeszcze bardzie widowiskowo. (śmiech) Totalnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.

– Czuł pan kiedyś, że ma pecha, bo przyszło panu konkurować z libero, który już zawsze będzie oceniany jako jeden z najlepszych w historii polskiej siatkówki?
— Nie, ponieważ Paweł Zatorski na to zasłużył. Taka jest rzeczywistość, nic na nią nie poradzę. Jedyne, co mogę zrobić, to to, że będę grał jak najlepiej i się rozwijał. Tak było za trenera Antigi, który dał mi szansę w grze na dwóch. Vital również zobaczył we potencjał i wpuszczał mnie na boisko do przyjęcia zagrywki z wyskoku.

– Czym jest zazdrość w życiu siatkarza?
— Jeśli jest się profesjonalistą i akceptuje się, że sport jest jaki jest, czyli opiera się na umiejętnościach i formie, nie ma zazdrości. Wie się, że należy trenować więcej, by pójść dalej. Kiedy na dodatek lubi się osobę, z którą się rywalizuje, układ ten staje się jeszcze lepszy. Obaj oponenci napędzają się do jeszcze lepszej gry, na czym korzysta ich drużyna.

– Jak ocenia pan swoje szanse na wyjazd do Tokio?
— Szczerze? Cień nadziei zawsze jest.

Czytaj też:
"Ultras" z Kędzierzyna-Koźla, który wygrywa dla ZAKSY. Kamil Semeniuk
Kibic z Nowej Huty, który wierzy w wyjazd do Tokio. Marcin Komenda: Resovia? Moim celem było granie tam, gdzie mnie chcą

"Nie usprawiedliwiam trenera. Takie słowa nie powinny paść"
Piotr Gacek (fot. TVP)
"Nie usprawiedliwiam trenera. Takie słowa nie powinny paść"

Zobacz też
Drugi mecz Polek w Lidze Narodów. O której zagrają z Chinami?
Polska – Chiny na żywo w TVP. O której mecz Ligi Narodów siatkarek (05.06.2025)?

Drugi mecz Polek w Lidze Narodów. O której zagrają z Chinami?

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polki grają w Pekinie! Kiedy mecze w ramach Ligi Narodów?
Polki grają w Pekinie! Kiedy mecze w ramach Ligi Narodów? (fot. Getty)

Polki grają w Pekinie! Kiedy mecze w ramach Ligi Narodów?

| Siatkówka / Reprezentacja 
Grbić o kłamstwie ws. reprezentanta na dopingu: nie wiedziałem, co powiedzieć
Nikola Grbić (fot. Getty)

Grbić o kłamstwie ws. reprezentanta na dopingu: nie wiedziałem, co powiedzieć

| Siatkówka / Reprezentacja 
Kiedy mecze polskich siatkarek w Lidze Narodów? Sprawdź terminarz!
Liga Narodów siatkarek 2025 – kiedy mecze reprezentacji Polski kobiet? [TERMINARZ]

Kiedy mecze polskich siatkarek w Lidze Narodów? Sprawdź terminarz!

| Siatkówka / Reprezentacja 
Pierwsze punkty Polek! Sprawdź tabelę siatkarskiej Ligi Narodów
Tabela Ligi Narodów siatkarek 2025 – na którym miejscu reprezentacja Polski? (fot. PAP)

Pierwsze punkty Polek! Sprawdź tabelę siatkarskiej Ligi Narodów

| Siatkówka / Reprezentacja 
Wymarzony początek. Zwycięstwo Polek w Lidze Narodów
Reprezentacja Polski siatkarek (fot. Volleyball World)

Wymarzony początek. Zwycięstwo Polek w Lidze Narodów

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polskie siatkarki zaczynają grę w LN! O której mecz z Tajlandią?
Polska – Tajlandia na żywo w TVP. O której dzisiaj mecz Ligi Narodów siatkarek (4.6.2025)?

Polskie siatkarki zaczynają grę w LN! O której mecz z Tajlandią?

| Siatkówka / Reprezentacja 
Popularność i wreszcie dobre jedzenie. Polki zaczynają Ligę Narodów
Justyna Łysiak (fot. Getty Images)

Popularność i wreszcie dobre jedzenie. Polki zaczynają Ligę Narodów

| Siatkówka / Reprezentacja 
"Co miałem powiedzieć?". Grbić tłumaczy się ze słów o zawieszonym reprezentancie
Nikola Grbić (w środku, fot. PAP)

"Co miałem powiedzieć?". Grbić tłumaczy się ze słów o zawieszonym reprezentancie

| Siatkówka / Reprezentacja 
Nie tylko Polak. Siatkówka nie jest wolna od dopingu
Aleksandr Butko i Dmitrij Muserski (Fot. Getty)

Nie tylko Polak. Siatkówka nie jest wolna od dopingu

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polecane
Najnowsze
Gorzka prawda. Młody Polak nie może rozwinąć skrzydeł
polecamy
Gorzka prawda. Młody Polak nie może rozwinąć skrzydeł
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Michał Probierz i Mateusz Skoczylas (fot. Getty Images)
Sportowy wieczór (04.06.2025)
Sportowy wieczór (04.06.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (04.06.2025)
| Sportowy wieczór 
Djoković górą w hicie! Serb w półfinale Rolanda Garrosa
Novak Djoković (fot. Getty)
Djoković górą w hicie! Serb w półfinale Rolanda Garrosa
| Tenis / Wielki Szlem 
Ważny ruch na karuzeli trenerskiej w NBA. Gwiazda pomagała w wyborze
Jordan Ott (fot. Getty)
Ważny ruch na karuzeli trenerskiej w NBA. Gwiazda pomagała w wyborze
| Koszykówka / NBA 
Liga Narodów, 1/2 finału: Niemcy – Portugalia [SKRÓT]
Niemcy – Portugalia. Liga Narodów 2024/25, Monachium – 1/2 finału (fot. Getty)
Liga Narodów, 1/2 finału: Niemcy – Portugalia [SKRÓT]
| Piłka nożna 
Liga Narodów, 1/2 finału: Niemcy – Portugalia [MECZ]
Niemcy – Portugalia. Liga Narodów 2024/25, Monachium – 1/2 finału (#1). Transmisja online na żywo w TVP Sport (04.06.2025)
Liga Narodów, 1/2 finału: Niemcy – Portugalia [MECZ]
| Piłka nożna 
Niemcy w smutku. Ronaldo z golem na wagę awansu!
Cristiano Ronaldo strzelił
Niemcy w smutku. Ronaldo z golem na wagę awansu!
| Piłka nożna 
Do góry